Polskie kluby w europejskich pucharach obrały stabilny kurs ku czołowej piętnastce


Polskie kluby w europejskich pucharach po raz kolejny zaprezentowały się nad wyraz dobrze

20 grudnia 2024 Polskie kluby w europejskich pucharach obrały stabilny kurs ku czołowej piętnastce
Grzegorz Wajda / SOPA Images/Sipa USA

Polskie kluby w europejskich pucharach zakończyły swoje przygody w fazie ligowej sezonu 2024/2025.  Żaden z zespołów nie dał wyraźnie ciała, a niektórzy osiągnęli wyniki ponad stan. Jest to kolejny dobry rok, który skutkuje coraz wyższą pozycją w rankingu UEFA. Od kilku lat obraliśmy przyjemny lot ku przestworzom (czytaj pierwszej piętnastce) i oby ten stan rzeczy utrzymał się na dłużej.


Udostępnij na Udostępnij na

Choć jako takie klubowe rozgrywki w środku tygodnia nie dobiegły jeszcze końca, to wszystkie polskie kluby w europejskich pucharach występowały tylko w Lidze Konferencji Europy, która właśnie dobiegła końca. Z radością możemy oświadczyć, że jest to kolejny bardzo udany rok i bardzo cieszymy się obranego kursu.

No bo kogo tutaj należałoby zganić? Żadna drużyna nie zaliczyła spektakularnego odpadnięcia ze słabeuszem (bo pojedyncze wtopy to jednak były). Każda z nich zapewniła trochę emocji i może raczej z czystym sumieniem powiedzieć: tak, daliśmy z siebie wszystko. Po raz pierwszy od sezonu 2011/2012, polska piłka ujrzy dwa polskie kluby w Europie na wiosnę.

Wisła Kraków zapraszała swoich fanów na czwartkowe rollercoastery

Biała Gwiazda zapewniła sporo emocji i to tych pozytywnych. Pewne zwycięstwo z kosowskim Llapi. Znakomite odwrócenie losów rywalizacji przeciwko znienawidzonemu Spartakowi Trnava. Dwa ostatnie dwumecze to były prawdziwe rollercoastery. Nawet odpadnięcie z Cercle Brugge odbyło się po wariackim meczu w Krakowie, wygranym przez Wisłę 4:1.

Jedyny minus tej kampanii? Ilość straconych bramek. W ośmiu meczach Wisła straciła aż 20 goli! Mało tego, Wisła Kraków dwukrotnie przyjęła sześć bramek – raz od Rapidu Wiedeń, a drugi od właśnie belgijskiego zespołu w pierwszym meczu. Może gdyby nie to, Wiślacy awansowaliby do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy?

Mimo tego aspektu, krakowscy kibice mogli być zadowoleni, Bo nie dość że były emocje, to wróciły miłe wspomnienia w europejskich pucharach, gdzie ostatni raz byli w finałowym podrygu zmierzchającej potęgi stworzonej przez Bogusława Cupiała.

Co by było, gdyby w pucharach nie ograbili ich sędziowie

Także ten tak dołujący dziś Śląsk sierpniową przygodę w Lidze Konferencji Europy może rozpatrywać jako jeszcze cudowny okres post-wicemistrzowski. Drużyna z Wrocławia choć szybko odpadła z europejskich pucharów eliminując po drodze tylko i wyłącznie nie bez problemów rygę, to przeciwko Sankt Gallen nie wywiesili białej flagi. Szwajcarzy zapowiadali się na dużo trudniejszego rywala i takowym byli.

W pierwszym meczu Śląsk marnował okazje w ataku i przegrał 0:2, jednak we Wrocławiu zespół wyszedł odmieniony i był bliski remontady. Niestety wszystko poszło na marne, do czego bardzo przyczynił się sędzia. Jego absurdalne decyzje położyły się cieniem na rewanżu. Czy gdyby nie ten feralny mecz, dziś we Wrocławiu życie potoczyłoby się inaczej? Aż tak daleko byśmy się nie posuwali, niemniej wrocławianie wstydu wtedy jeszcze nie przynieśli.

Jagiellonia zaczęła średnio, potem urosła i znów skończyła średnio

Jaga do Ligi konferencji spadła z Ligi Mistrzów po dość srogich batach w Lidze Mistrzów od Bodø/Glimt, a w Lidze Europy od Ajaxu. Niemniej ich postawa w Lidze Konferencji zasługuje na dużo ciepłych słów. Zaczęło się od dreszczowca w Kopenhadze zakończonego happy endem. Jaga była bardzo skupiona z tyłu i do cna wykorzystywała genialną formę duetu Hansen – Pululu. Angolczyk zresztą znajduje się w czołówce strzelców Ligi konferencji Europy, a jego dwa gole piętką stanowią ozdobę polskich występów.

Niestety im dalej w sezon, tym było coraz więcej problemów. Zaczęło się od remisu z Celje, potem przyszła mdława porażka z Mladą Boleslav, a na końcu w meczu o życie Jagiellonia nie sprostała Olimpii Ljublana. Szkoda, bo górna ósemka była na wyciągnięcie ręki. Niemniej dziewiąte miejsce i tak daje Jadze cenne rozstawienie, choć co ciekawe, mogą oni przy pewnym splocie okoliczności trafić potem na Legię, jeśli awansują dalej.

Legia grała tak dobrze, że była najdłużej trwającym zespołem bez straconego gola

Równie zadowolona może być z występów w Europie Legia Warszawa. Fazę kwalifikacyjną przeszli bez większych problemów, z wyłączeniem dreszczowca z Brøndby. Natomiast w fazie ligowej polski zespół najdłużej utrzymywał czyste konto w rozgrywkach europejskich i dopiero Lugano przerwało tę passę. Pokonali Betis, Omonię Nikozja. Jednak podobnie jak u Jagi, Legia z każdą kolejką słabła. Najpierw przyszła porażka ze wspomnianymi Szwajcarami, zaś w Szwecji dostali łupnia od zespołu, który niegdyś poskromił Lech Poznań.

Na szczęście dla Wojskowych to nie miało znaczenia. Pozostałe wyniki ułożyły się na tyle korzystnie, że zakończyli fazę ligową na miejscu siódmym. Nie dominowali w posiadaniu piłki, nie stwarzali multum okazji, ale ich konsekwentna oraz bardzo odpowiedzialna gra przyczyniła się do tak dobrych rezultatów.

Polskie kluby w europejskich pucharach kolekcjonują cenne punkty

Polskie kluby w europejskich pucharach wykręcając tak dobre rezultaty nie tylko dają nam powody do radości i uśmiechu. Dają nam przede wszystkim cenne punkty do rankingu krajowego UEFA, który liczy wyniki z ostatnich pięciu lat. A ponieważ od utworzenia Ligi Konferencji Europy staliśmy się jej beneficjentami, to i nasza pozycja poszła wyraźnie w górę. Zobaczcie, gdzie byliśmy parę lat temu.

Screenshot ze strony kassiesa.net pokazujący ranking krajowy UEFA z lat 2016/2017 – 2020/2021

A teraz spójrzcie na tego screena ze strony kassiesa.net, która specjalizuje się w obliczaniu punktów do współczynnika UEFA i aktualne wyniki Polaków.

Screenshot ze strony kassiesa.net pokazujący aktualny ranking krajowy UEFA

Widzimy na nim ostatnie pięć lat punktowania. Tylko w obecnym sezonie polskie kluby w europejskich pucharach zgarnęły 8,625 pkt. To obecnie jedenasty najlepszy wynik w tym sezonie europejskich pucharów.

Mało tego, mogło być nawet jeszcze lepiej. Jednak końcówka fazy ligowej w wykonaniu Legii i Jagiellonii troszkę to zaprzepaściła, ale po latach upokorzeń grzechem byłoby nadmierne narzekanie, tak typowe w polskim futbolu.

Na ten moment jesteśmy na siedemnastym miejscu z wyraźnymi szansami na wskoczenie do czołowej piętnastki w najbliższych latach. Oczywiście pewne okoliczności wciąż muszą nam przy tym sprzyjać, jak choćby nasza dobra gra i gorsze rezultaty Danii czy Szwajcarii. Ale czy ktoś na to liczył parę lat temu?

Pierwsza piętnastka oznacza dwa miejsca w Lidze Mistrzów i wiele innych bonusów

Co nam może dać dobra dyspozycja w Europie? Zacznijmy od tego, że przysługiwałyby nam dwa, a nie jak dotąd jedno miejsce, w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Idąc dalej, w pucharach wystawialibyśmy cztery, a przy dobrych wiatrach pięć zespołów. Bowiem zdobywca Pucharu Polski powalczyłby w Lidze Europy już od trzeciej rundy (czyli wystarczy jeden wygrany dwumecz i masz zagwarantowaną fazę grupową Ligi Konferencji Europy). Natomiast zespoły z miejsc 3-4 zagrałyby w Lidze Konferencji Europy od drugiej rundy. Polskie zespoły miałyby zatem więcej czasu na odpowiednie przygotowanie się do sezonu oraz również na transfery wzmacniające.

 Jeśli polskie kluby w europejskich pucharach utrzymają ten stan, ułatwią sobie życie na kolejne lata

Jeszcze kilka lat temu byliśmy w czarnej dziurze. Kilkusezonowa seria beznadziejnych rezultatów w Europie zepchnęła nas w okolice trzydziestego miejsca. Tymczasem dziś jesteśmy na fali wznoszącej i szybujemy w kierunku pierwszej piętnastki. Jeśli utrzymamy ten stabilny kurs, to ten cel będzie za niedługo jak najbardziej realny.

Warunek? Kontynuacja obecnego trendu. Dość mieliśmy tych chudych lat i kompromitacji z Dudelangami czy innymi Trnavami. Nastały właśnie tłustsze lata polskich klubów w Europie. A może będzie nawet jeszcze lepiej?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze